Zdarza mi się czasem obejrzeć film w kinie, pójść do teatru, spotkać się ze znajomymi i... posłuchać, co mają do powiedzenia „wartościowi ludzie”, bo takim mianem zwykli określać się krytycy. Oczywiście, oni znają się na wszystkim, są profesjonalistami w swoim fachu, „bywają na salonach” i wiedzą - rzecz jasna - co jest dobre (czyt. godne polecenia), a co tandetne. Cóż można było usłyszeć po premierze „Dlaczego nie!”? Przede wszystkim, że to kolejny bubel, wyświechtana historyjka, przykład kina nieambitnego, ze słabą obsadą i kiepskimi dialogami. Nie zauważono nawet, że Warszawa, która uchodzi za betonowy moloch, tutaj wygląda niebywale urokliwie, jest pięknie fotografowana. Podsumowując - nie warto tego oglądać. Ciekawa więc jestem tylko, z jakiego powodu ludzie tak tłumnie poszli na ten film. Opowieść o Jasiu i Małgosi jest stara jak świat. Śliczny Kopciuszek, który nie godzi się na prawa skorumpowanej i pozbawionej zasad rzeczywistości, naiwnie wierzy, że jednak uda się zrealizować marzenia. Przystojny młody Książę ma dość pustych i bezwartościowych poddanych, którym zależy jedynie na pieniądzach. Przypadek decyduje, że Kopciuszek i Książę spotykają się w... przepięknych okolicznościach przyrody. Koniec można sobie dośpiewać bez oglądania filmu. Niby nic nadzwyczajnego, ale chce się to zobaczyć. Dlaczego? Może właśnie dlatego, że ludzie mają już dość tego szarego, pozbawionego uczuć i wyrachowanego świata, w którym codziennie walczą o byt, tracąc coś naprawdę wartościowego. Może chcą uwierzyć, że warto mieć marzenia, które kiedyś się spełnią. I wreszcie - może zamiast oglądać kolejny film o zabijaniu, chcą zobaczyć kolorową bajkę o Księciu i Kopciuszku, którzy żyją wbrew oczywistości, że nie da się uczciwie żyć. Na koniec nasuwa się jedna myśl, że krytycy to być może tacy właśnie szarzy, zdegustowani zgredzi, którym nie powiodło się. Być może chcieli być prezesami, nosić przy sobie laptopa, jeździć służbowym BMW..., ale z ich bajki został tylko smaczek. Teraz krytykują, zapominając często, że nikt ich nie słucha albo nie liczy się z ich zdaniem.
Zatem - oglądać szczęśliwe zakończenia i wierzyć, że wszystko się uda? Dlaczego nie!